Cmentarz żydowskiw Koźminie Wielkopolskim
Koźmin Wielkopolski
Około 1720 roku istniał w Koźminie Wielkopolskim stary cmentarz, który okalał drewnianą synagogę (przy ul. Przyjemskich). Z uwagi na budowę nowej, większej synagogi, w 1869 roku stary cmentarz został zlikwidowany, a groby ekshumowano i przeniesiono do zbiorowej mogiły na nowym cmentarzu.
Nowy cmentarz żydowski w Koźminie Wielkopolskim został założony w końcu XVIII wieku na gruntach podarowanych specjalnie na ten cel przez ówczesnego właściciela Koźmina – Kazimierza Nestora Sapiehę. Ma powierzchnię 0,53 ha.
Cmentarz ten jest jedną z największych i najlepiej zachowanych nekropolii żydowskich Wielkopolski. Spoczęli tu m.in. rabin Salomon Meir Radt, wybitny hebraista Isaak Goldbaum, znawca Talmudu Abraham Lippmann a także nauczyciel miejscowej szkoły żydowskiej Abraham Silberstein oraz przewodniczący miejscowej gminy żydowskiej Abraham Mathias i Abraham Horwitz.
Zachowało się 516 miejsc pochówku z ponad 300 macewami, z których najstarsza pochodzi z 1806 roku. Najmłodszy nagrobek jest z 1969 roku – na cmentarzu pochowano wówczas Nathana Mośkiewicza.
Nathan, wraz z synem Hugonem, byli jedynymi żydowskimi mieszkańcami Koźmina Wielkopolskiego, którzy przeżyli II wojnę światową. Hugo wyemigrował z Polski, natomiast Nathan pozostał tu do końca swych dni, będąc ostatnim przedstawicielem społeczności żydowskiej, zamieszkującej Koźmin przez kilkaset lat.
W sierpniu 2020 roku dzięki inicjatywie Stowarzyszenia Krotochwile rozpoczęła się inwentaryzacja zabytkowego cmentarza żydowskiego. Wzięło w niej udział 14 wolontariuszy z całej Polski. Pierwszy etap prac zakładał publikację do 150 miejsc pochówku wraz inskrypcjami i tłumaczeniami. Inwentaryzacja była kontynuowana w 2021 i 2022 roku. Dokończyliśmy opracowywanie macew, przygotowaliśmy profesjonalną mapę cmentarza. Ciągle poszukujemy kolejnych miejsc pochówku wraz z próbą ustalenia imion i nazwisk pochowanych w grobach, na których nie zachowały się tablice.
Ślady
obecności
Cmentarze żydowskie mają wiele nazw. We współczesnym języku hebrajskim są zwykle nazywane bejt kwarot czyli dosłownie „dom grobów”, rzadziej bejt olam („dom wieczności”) lub bejt chajim („dom życia”). W języku polskim często używa się określenia „kirkut” pochodzącego z niemieckiego kierchoff. Nekropolie zajmują szczególne miejsce w judaizmie, pomimo że są miejscem pochówku zwłok, które już wedle starożytnej tradycji żydowskiej były uważane za rytualnie nieczyste. Ciało zmarłego należy pochować jak najszybciej, najlepiej jeszcze tego samego dnia lub nazajutrz, chociaż jest to niedozwolone w szabat oraz w niektóre święta. Zwykle tłumaczy się to gorącym klimatem, który panował „w krainie mlekiem i miodem płynącej” – wysokie temperatury sprzyjają szybkiemu rozkładowi zwłok. Grobu nie należy naruszać, poza pewnymi wyjątkami, dlatego próby ekshumacji budzą zwykle sprzeciw ze strony społeczności żydowskiej.
Obmycie i przygotowanie ciała do pochówku to tradycyjne zadania bractwa pogrzebowego (Chewra Kadisza). Szulchan Aruch, kodeks żydowskiego prawa religijnego, podkreśla wielką wagę towarzyszenia zmarłemu w orszaku pogrzebowym. Osoba, która zobaczyła orszak,
ale do niego nie dołączyła, zasługiwała na „karę klątwy”. Kobiety i mężczyźni szli zwykle osobno. Na cmentarzu odmawiano kilka tradycyjnych modlitw i mowę pogrzebową, nazywaną po hebrajsku hesped. Wiele obyczajów miało charakter regionalny lub zmieniało się w różnych okresach historycznych i została tutaj wymieniona tylko ich niewielka część. Szczególnie wiele kontrowersji wśród władz chrześcijańskich (np. w XIX-wiecznej Galicji) wzbudzał zwyczaj grzebania żydowskich zmarłych bez trumny (w obawie przed wywołaniem zarazy) i szybkiego pochówku (obawiano się, że niekiedy grzebano osoby, które jeszcze żyły).
W judaizmie sposób postępowania w czasie żałoby, jej długość oraz lista zobowiązanych do niej członków rodziny są jasno określone. Zmarłego musi opłakiwać najbliższa rodzina: ojciec, matka, syn, córka, mąż i żona. Żałoba dzieli się na trzy okresy, różniące się poziomem intensywności i liczbą zasad, których należy dochowywać. Okresy te są liczone od zakończenia pogrzebu, ale między śmiercią a pogrzebem również należało opłakiwać zmarłego. Sziwa (czyli po prostu siedem) to okres najcięższej, tygodniowej żałoby. Żałobnik nie powinien m. in. golić się, strzyc, nosić świeżo wypranych ubrań i współżyć. Rodzina przesiadywała na niskich stołkach, czytano fragmenty Pisma o właściwym dla tego czasu charakterze np. Księgę Hioba. Nie pracowano, nie wychodzono z domu ani nawet nie studiowano Tory. Na społeczności (chociażby sąsiadach i dalszej rodzinie) spoczywał ciężar opieki nad żałobnikami, których należało również pocieszyć. Okres lżejszej żałoby – szloszim – trwał przez trzydzieści dni licząc od pogrzebu, czyli 23 dni po zakończeniu sziwy. Nadal zakazane było strzyżenie i golenie się oraz noszenie nowych ubrań, a także uczestnictwo w radosnych uroczystościach, takich jak ślub. Po 30 dniach żałoba dobiegała końca, wyłączając dzieci opłakujące rodziców, dla których trwała przez cały rok. Przez 11 miesięcy syn zmarłego (lub zmarłej) odmawiał specjalną modlitwę – kadisz jatom.
W tradycji żydowskiej szczególną rolę gra jorcajt, czyli rocznica śmierci, którą obchodzono zgodnie z kalendarzem żydowskim. Wierzono, że w ten dzień dusza zmarłego stoi przy mogile. Studiowano Torę, poszczono, odmawiano kadysz i odwiedzano grób. Nadal jorcajty cadyków, czyli chasydzkich przywódców religijnych, ściągają gromady ich zwolenników do niektórych polskich miejscowości, w których zostali pochowani (np. Lelowa i Leżajska).
Dzisiejszy Koźmin, podobnie jak inne polskie miasteczka, jest zamieszkany prawie wyłącznie przez ludność katolicką. Nie zawsze tak było, przez wieki sąsiadami Polaków byli Żydzi. Najstarsze wzmianki o nich w kontekście historii Koźmina pochodzą z XV wieku. W XIX wieku przedstawiciele gminy żydowskiej ogłosili, że są w posiadaniu dokumentów poświadczających, że już około 1500 roku w mieście żyło 20 Żydów. W czasie istnienia I Rzeczpospolitej miejscowa społeczność żydowska miała lepsze i gorsze okresy. W 1718 roku żyło w Koźminie tylko 10 rodzin żydowskich. Trzy lata wcześniej, w 1715 roku, Jan Kazimierz Sapieha odnowił i rozszerzył przywilej dawniej nadany Żydom. Dzięki temu działaniu po kryzysie nastąpiła żydowska imigracja do miasta i okres pobudzenia gospodarczego.
Po II rozbiorze Polski Koźmin Wielkopolski dostał się pod władzę pruską. Właśnie okres panowania Prus, a następnie zjednoczonego Cesarstwa Niemieckiego, zostawił najsilniejsze piętno na miejscowej gminie żydowskiej i na największej po niej pozostałości materialnej – cmentarzu. Władze pruskie podejmowały działania mające na celu zbliżenie wielkopolskich Żydów do niemieckiej kultury i języka. Konstytucja z 1850 roku gwarantowała wszystkim obywatelom teoretyczną równość wobec prawa, podkreślając jednak, że Prusy są państwem chrześcijańskim, w praktyce doprowadzając do ograniczenia Żydom możliwości pełnienia funkcji publicznych. Po 19 latach zapis ten przeszedł do historii. Wezwania do asymilacji – czyli procesu, w którym mniejsza grupa przystosowuje się do życia w większej – płynęły nie tylko spoza społeczności żydowskiej, ale również z wewnątrz. W tym czasie swoje sukcesy święciła haskala, ruch nazywany również żydowskim oświeceniem. Jego wyznawcy, tzw. maskile, byli zwolennikami większego otwarcia się na świat zewnętrzny. Promowano modernizację i świecką edukację, przy jednoczesnym zachowaniu żydowskiej tożsamości. Niewątpliwie te wielkie, historyczne przemiany miały wpływ na małe gminy żydowskie, takie jak koźmińska; warto chociażby wspomnieć, że od 1868 roku wszystkie osoby rozpoczynające pełnienie posługi miejscowego rabina nosiły tytuły doktorskie.
W 1856 roku społeczność żydowska osiągnęła prawdopodobnie największe rozmiary w dziejach – 863 wśród 3583 koźminian było Żydami (około 1/4). Później liczba ta zaczęła spadać, głównie w wyniku żydowskiej emigracji do bardziej zamożnych obszarów państwa. Ów proces został wzmocniony przez odrodzenie się polskiej państwowości (1918). W 1923 roku w Koźminie mieszkało zaledwie 48 Żydów.
Liczba żydowskich mieszkańców Koźmina nadal ulegała zmniejszeniu w okresie istnienia II Rzeczpospolitej, malejąc do 33 osób w przededniu wybuchu II wojny światowej. Miało to swoje konsekwencje – część dawnej własności żydowskiej, np. sklepów, została przejęta przez Polaków, a na miejscu nie urzędował już rabin – duchowny musiał dojeżdżać z Kępna. W 1938 roku Stronnictwo Narodowe zorganizowało tygodniowy bojkot żydowskich towarów. Niedługo po wkroczeniu okupantów do miasta (2 listopada 1939 roku) wszyscy pozostali członkowie społeczności żydowskiej zostali wywiezieni do łódzkiego getta, skąd trafiali do obozów koncentracyjnych. Wojnę przeżyło tylko dwóch z nich: Nathan i Hugon Mośkiewiczowie – ojciec i syn. Hugon wyjechał i w Koźminie pozostał wyłącznie Nathan – ostatni członek społeczności, której obecność w mieście trwała kilkaset lat. Zmarł 18 czerwca 1969 roku. Paradoksalnie jego śmierć mogła zablokować likwidację cmentarza – panujące wówczas ustawodawstwo pozwalało na likwidację nekropolii, jeśli przez 40 lat nie odbywały się na niej żadne pochówki. Taki smutny los spotkał np. kirkut w Rychwale pod Koninem. Tyle szczęścia co koźmiński cmentarz nie miał budynek po synagodze, który choć początkowo miał być przebudowany, aby służyć potrzebom lokalnej społeczności, został ostatecznie zburzony w 1974 roku.
Liczba żydowskich mieszkańców Koźmina nadal ulegała zmniejszeniu w okresie istnienia II Rzeczpospolitej, malejąc do 33 osób w przededniu wybuchu II wojny światowej. Miało to swoje konsekwencje – część dawnej własności żydowskiej, np. sklepów, została przejęta przez Polaków, a na miejscu nie urzędował już rabin – duchowny musiał dojeżdżać z Kępna. W 1938 roku Stronnictwo Narodowe zorganizowało tygodniowy bojkot żydowskich towarów. Niedługo po wkroczeniu okupantów do miasta (2 listopada 1939 roku) wszyscy pozostali członkowie społeczności żydowskiej zostali wywiezieni do łódzkiego getta, skąd trafiali do obozów koncentracyjnych. Wojnę przeżyło tylko dwóch z nich: Nathan i Hugon Mośkiewiczowie – ojciec i syn. Hugon wyjechał i w Koźminie pozostał wyłącznie Nathan – ostatni członek społeczności, której obecność w mieście trwała kilkaset lat. Zmarł 18 czerwca 1969 roku. Paradoksalnie jego śmierć mogła zablokować likwidację cmentarza – panujące wówczas ustawodawstwo pozwalało na likwidację nekropolii, jeśli przez 40 lat nie odbywały się na niej żadne pochówki. Taki smutny los spotkał np. kirkut w Rychwale pod Koninem. Tyle szczęścia co koźmiński cmentarz nie miał budynek po synagodze, który choć początkowo miał być przebudowany, aby służyć potrzebom lokalnej społeczności, został ostatecznie zburzony w 1974 roku.
Tradycja żydowska wymaga szczególnego szacunku wobec zmarłych (kwod ha-met). Dlatego przebywając na terenie kirkutu nie należy jeść ani pić. Dla pobożnego Żyda przejście przez cmentarz w celu skrócenia drogi jest niedopuszczalne. Mężczyźni powinni również pamiętać o zabraniu ze sobą okrycia głowy. Po otwarciu bramy i wejściu na teren nekropolii, naszym oczom ukazują się setki macew, czyli żydowskich nagrobków, w większości ustawionych w równych rzędach. Najstarsze z nich pochodzą z początku XIX wieku. Na niektórych macewach można dostrzec stosy kamyków. Zwykle uważa się, że ten żydowski zwyczaj pochodzi z czasów starożytnych, kiedy to pokrywano miejsce pochówku kamieniami, żeby dzika zwierzyna nie dostała się do zwłok. Współcześnie, pod wpływem chrześcijańskiego otoczenia, niektórzy składają na grobach również kwiaty, co wzbudza niezadowolenie wśród kręgów ortodoksyjnych. Około 1720 roku istniał w Koźminie starszy cmentarz, który okalał drewnianą synagogę. Został on zlikwidowany w 1869 roku, a zwłoki przeniesiono do zbiorowej mogiły położonej na nowym cmentarzu.
Przechadzając się wzdłuż kamieni nagrobnych spostrzegawczy widz zauważy szybko, że na większości z nich znajdują się inskrypcje w języku hebrajskim, niemieckim lub łączone hebrajsko-niemieckie. Początkowo były one zapisywane wyłącznie po hebrajsku, lecz na skutek opisanych wyżej procesów asymilacyjnych, począwszy od lat trzydziestych XIX wieku zaczynają im towarzyszyć napisy niemieckie, które pierwotnie umieszczano pod tekstem hebrajskim lub z tyłu macewy. Były one bardzo skromne w porównaniu do swojego „starszego rodzeństwa”, pełnego epitetów pochwalnych, dat kalendarza hebrajskiego oraz cytatów biblijnych i zwykle zawierały tylko najważniejsze informacje. Z czasem proporcje te zaczynają się odwracać i język hebrajski zaczyna niekiedy ustępować językowi niemieckiemu. Dobrym przykładem jest inskrypcja członka koźmińskiej Rady Miejskiej, Adolfa Czapskiego (1826 – 1899), na którego nagrobku wszystkie ważne informacje podane są w języku niemieckim. Po hebrajsku zapisano (w skrócie – jednym wyrazem) wyłącznie klasyczną formułę końcową, znajdującą się na większości macew: „Niech dusza jego będzie związana w woreczku życia”. Nie istnieje tutaj żadna prosta reguła; macewa żyjącego w podobnym czasie Adolfa Horowitza (1828 – 1903), kolejnego członka Rady Miejskiej i współorganizatora Wyższej Szkoły dla Dziewcząt, zawiera rozbudowaną hebrajską inskrypcję: „Tu spoczywa człowiek uczciwy i zacny, o czystych dłoniach i o czystym sercu. Nasz nauczyciel, rabbi Abraham , syn chawera, pana Aarona. Zarządca i przywódca naszej gminy. Zmarły w dobrej sławie 26 marheszwan i pochowany z wielkim szacunkiem 28 dnia tego samego miesiąca, roku 664 wedle skróconej rachuby. Niech dusza jego będzie związana w woreczku życia”. Na cmentarzu znajduje się również kilka kamieni nagrobnych z inskrypcjami w języku niemieckim zapisanych… alfabetem hebrajskim. Nie jest to język jidysz, który jest do niemieckiego podobny, ale oba języki można rozróżnić.
Czas wzniesienia macew (1854 – 1871) być może stanowił okres przejściowy między panowaniem jidysz i niemieckiego wśród miejscowych Żydów. Nawet osoba, która nie zna hebrajskiego, może się wiele dowiedzieć o zmarłych, jeśli zaznajomi się ze znaczeniem występujących na nagrobkach symboli. Na miejscowym cmentarzu można zaobserwować m. in. symbole rąk złożonych w geście błogosławieństwa (oznaczają przynależność zmarłego do rodu kapłańskiego), dzbanów (przynależność do rodu lewitów), złamanych drzew (nagła, tragiczna śmierć) i świece (grób kobiety).
Na szczególną uwagę zasługuje macewa wzniesiona nad mogiłą zbiorową. W 1869 roku zlikwidowano stary cmentarz, który okalał synagogę, aby móc zastąpić starą świątynię większym, ceglanym budynkiem i przeniesiono ciała ze starego cmentarza na nowy. Było to zdarzenie niezwykle, ponieważ judaizm, jak wspomniano na początku tekstu, nie zezwala na ekshumację zwłok (poza pewnymi wyjątkami). Sprawa mogłaby zostać niewyjaśniona, gdyby nie zachowała się hebrajska inskrypcja na macewie, która dokładnie opisuje okoliczności i przebieg tego zdarzenia: „Macewa spoczynku kości ludzkich, kości wysuszonych, pozbawionych ciała i krwi. Mężczyźni i kobiety, którzy już odeszli do jednego grobu, a ich kości zostały zebrane, których groby były na początku w mieście, na dziedzińcu Domu Modlitwy. W swych starych grobach spoczywali ponad sto lat, a w czasie gdy gmina stała się liczna, okazał się zbyt mały by mógł pomieścić ją ów dom modlitwy, społeczność wypowiedziała się by poszerzyć jego granicę i zbudować Dom Pański […]. A ponieważ nie ma miejsca naprzeciw, wyjąwszy miejsce z sąsiadującymi z nim grobami, które jest wąskie, to próżny byłby trud budujących. Spytano o zdanie mędrców, którzy powiedzieli […], by przenieść ich kości na miejsce spoczynku pokolenia ich synów […]”. Dzięki tej inskrypcji wiadomo, że powołano się na odstępstwo od zakazu ekshumacji, który zezwalał na przeniesienie ciała do grobu rodziny, choć wydaje się, że dosyć liberalnie zinterpretowano ten wyjątek. Dowiadujemy się również, że członkowie gminy konsultowali decyzję z rabinami lub autorytetami religijnymi, które ją poparły.
Koźmiński kirkut szczęśliwie nie podzielił losów wielu innych wielkopolskich cmentarzy, które zostały zniszczone przez okupantów podczas II wojny światowej, a macewy zamieniono w materiał budowlany (używany do budowy dróg, chodników, płotów, utwardzania brzegów jezior i rzek), niemniej część nagrobków została zdewastowana przez członków Hitlerjugend. Nie do końca wiadomo, dlaczego nekropolia przetrwała wojnę, więc na ten temat powstają różne teorie. Michał Pietrowski, autor monografii dotyczącej dziejów Koźmina, powołuje się na wypowiedzi mieszkańców uważających, że piękne koźmińskie macewy miały być wykorzystane w jakiś sposób po wojnie. Można szukać innych wytłumaczeń – może nazistom zabrakło środków i czasu na zniszczenie położonego na odludziu kirkutu?
Na cmentarzu znajduje się tylko jeden nagrobek z napisem w języku polskim. Został on postawiony nad grobem wspomnianego już Nathana Mośkiewicza. Koźminianie opowiadają, że pogrzeb cieszył się dużym zainteresowaniem, ale nekropolia była tak zaniedbana, że trzeba było przygotować specjalne przejście, aby dostarczyć ciało do miejsca pochówku. W okresie powojennym nie obyło się bez aktów grabieży, co cenniejsze elementy poznikały z nagrobków. Tutaj historia cmentarza mogłaby się skończyć, ale stało się inaczej.
Nekropolia została uratowana od postępującego zniszczenia i zapomnienia między innymi dzięki wysiłkowi i zaangażowaniu Jerzego Fornalika, który na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych podjął działania mające na celu przywrócenie temu miejscu godnego wyglądu. Był on w tym czasie nauczycielem w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Borzęciczkach i do prac zaangażował swoich wychowanków. Działania te cieszyły się wsparciem władz lokalnych oraz Towarzystwa Opieki nad Cmentarzami i Zabytkami Kultury Żydowskiej. Obecnie cmentarz należy do gminy żydowskiej we Wrocławiu, która wraz z Jerzym Fornalikiem się nim opiekuje. W ciągu ostatnich lat (piszę te słowa w 2019 roku) w ramach festiwalu Simchat Chajim organizowane były spacery po nekropolii, mające na celu popularyzowanie wiedzy o tym miejscu. Dzisiaj, kiedy Żydów w Koźminie już nie ma, to właśnie na lokalnej społeczności i aktywistach spoczywa ciężar zadbania o to niezwykłe miejsce. Przez to, że tak niewiele pozostało po żydowskich cmentarzach w Wielkopolsce, koźmiński kirkut jest niezwykle cennym dziedzictwem wielokulturowych dziejów naszego regionu.
Żydowskie inskrypcje nagrobne są wyjątkowymi tekstami kultury, posiadającymi formę ustaloną wieloletnią praktyką. Wzorcowy schemat inskrypcji składał się z następujących elementów: formuły wstępnej, lamentacji, epitetów oraz zwrotów pochwalnych, imienia (w późniejszym czasie również nazwiska), daty śmierci (niekiedy również pogrzebu, narodzin oraz wieku w momencie śmierci) i formuły końcowej. Inskrypcje dostarczają nam informacji zarówno na temat konkretnych osób, jak i całych żydowskich społeczności. Dzięki nim wiemy jakie cechy szczególnie ceniono u mężczyzn, a jakie u kobiet i jakie fakty uważano za warte odnotowania.